niedziela, 25 maja 2014

6.


Proszę skomentuj, to dla ciebie chwilka a dla mnie wiele znaczy i mówi że ktoś czyta:)
I proszę przeczytaj notkę pod rozdziałem. (Wystarczy że przeczytasz to co jest napisane czerwonym kolorem)


'Czas nie leczy ran. On tylko przyzwyczaja nas do bólu.'

-Do cholery jasnej możesz przestać! Mam dość, traktujesz mnie jak mama, tylko gdy miałam 9 lat! Za kogo ty się uważasz Nina! Nie jesteś, powtarzam nie jesteś moją matką. Nigdy nie byłaś ani nie będziesz. Nawet trudno mi myśleć że jestem z tobą w jakikolwiek sposób spokrewniona, siostrzyczko. Jesteś pieprzoną szmatą która nie może się pogodzić ze śmiercią rodziców i zgadnij kogo jeszcze? Iana! Tak Iana! Tylko się nie popłacz że wymieniłam jego imię. Nie zdziwiłby mnie fakt gdybyś sobie ubzdurała on żyję lub wróci z zaświatów bo jest w tobie zakochany. Oh, ah, po prostu zajebiście. Nigdy więcej nie mów do mnie w sposób jakbyś była moją matką rozumiesz? Nigdy więcej kurwa. -Zdenerwowana po kłótni z siostrą wyszłam z domu bo aż się we mnie gotowało. Mam już serdecznie dość jej zachowania wobec mnie. Traktuję mnie jak ostatnie zero a później zgrywa jaką to idealną siostrą się stała. I że opiekuję się mną i Jerem od śmierci rodziców, dobre sobie. Ona bodajże tylko mi uprzykrza życie jak potrafi. To że wyzywam każdego i mam każdego dosłownie każdego gdzieś, nie znaczy że nie czuję. Też czuję tylko nie okazuję uczuć. Nawet człowiek bez serca jak to się mówi - ma uczucia. Tylko się przyzwyczaił je olewać. I już nie czuję nawet bólu psychicznego. A ja? Ja dążę do tej oto pięknej sztuki. Wtedy już nic dosłownie nic, mnie nie zaboli. Wtedy nawet śmierć by na mnie nie wpłynęła. Nawet ich śmierć.
Bo co z tego że Katherine nie musiała iść do psychiatry bądź na leczenie po śmierci rodziców? Bo co z tego że Katherine jak się dowiedziała o ich śmierci nie rzucała się po podłodze krzycząc i błagając że to nieprawda i nie próbowała popełnić samobójstwa? Bo co z tego że Kath, oziębła suka jednak się załamała i zamknęła jeszcze bardziej w sobie, oraz jeszcze bardziej zaczęła tłumić uczucia w sobie? Nic. Oczywiście nic. To przecież ukazuję jaką to córką byłam, że nawet nie odniosłam skruchy do śmierci moich rodziców, oraz to jakim człowiekiem byłam. A moja siostra? Każdy jej współczuł. Przyjaciele, nawet babcia która się nie odzywała przez dobre 3 lata, zadzwoniła do Niny mówiąc że sobie poradzi i że strasznie ją kocha. A ja? Nikogo nie przejęło nawet to, że chodziłam naćpana i pijana aby zapomnieć. Zapomnieć że mama już nigdy nie zrobi mi pysznych tostów z podwójnym serem oraz szklanką świeżo wyciskanego soku z pomarańczy do łóżka, że już nigdy nie zaśpiewa mi na dobranoc, że tata już nigdy mi nie pomoże jeśli nie zrozumiem jakiegoś zadania matematycznego lub jeśli będę chciała z nim porozmawiać na temat ostatniego meczu koszykówki, że Ian już nigdy mnie nie przytuli kiedy będę smutna bądź szczęśliwa, że już nigdy nie poczuję jego ciepłego oddechu na swoim karku, że już nigdy nasze ustna się nie spotkają. Na początku w ogóle nie przyjmowałam tego do wiadomości. Myślałam że to jakiś zły sen bądź kiepski żart. Ale nie. Minęły 2 miesiące, później 4... A myśli w mojej głowie nadal się krzątały. Jak mogło do tego dojść, dlaczego, czemu akurat oni... Nigdy nikt nie udzielił mi odpowiedzi na te pytania. Nikt chyba mi na nie, nie odpowie.
Nie przywiązywałam większej uwagi dokąd idę oraz gdzie jestem. Było mi to cholernie obojętne. Mogłabym się znaleźć nawet na drugim końcu Afryki a było by mi to w chwili obecnej, kompletnie obojętne. Szłam nadzwyczajnie przed siebie aż w końcu znalazłam się w parku i usiadłam na jednej z ławek. Miałam przy sobie jakiś stary zeszyt. Może to dziwne i staroświeckie aczkolwiek chciałam przelać wszystkie swoje myśli na papier. Chciałam ujrzeć co kryję się w zakamarkach mojego umysłu. Wyciągnęłam długopis i zaczęłam coś w rodzaju 'Drogi Pamiętniku' nie.

image

'Kochany Pamiętniku' jeszcze gorzej. 'Pieprzony Pamiętniku' nadal nie to, ale najlepsza opcja z tych wszystkich. Więc wszystkie swoje smutki, żale odnośnie dzisiejszego dnia, oraz mojego nastroju który jest spowodowany tym i tamtym - opisałam. Przeniosłam wszystko na papier. Gdybym miała jakąś zaufaną osobę to jej.. Nie. Jej bym się również nie wyżaliła. Nienawidzę obarczać ludzi swoimi problemami, dlatego udaję że ich nie mam bądź że wszystko ok. Aczkolwiek strasznie chciałabym się jakiejś osobie która by zrozumiała wyżalić. Nie chciałabym pocieszenia. Zależałoby mi po prostu by usiadła ze mną, trzymając za ramię podając dwie lemoniady z puszki, jedną dla siebie drugą dla mnie,  popijając łyk za łykiem wysłuchała. Wystarczyłoby nawet że jest ze mną. Że ktoś chcę mi pomóc mimo że niczego nie mówię.
Miałam taką osobę. Był to Ian. Zawsze szliśmy na nasz 'koniec świata' gdzie było urwisko. Siadaliśmy na skraju, gdzie nasze stopy dyndały jakieś 20 metrów nad ziemią my zaś patrzeliśmy na zachód słońca w milczeniu przytuleni do siebie a Ian co jakiś czas całował mnie w czoło na znak że mnie rozumie i że chcę mi pomóc. Wtedy nie byliśmy razem. Dał mi to jasno do zrozumienia. Ale nie przejęłam się zbytnio. Wiedziałam że jesteśmy sobie pisani. Coś w stylu przeznaczenia. Więc po prostu wtedy go przytuliłam i powiedziałam że jest moim najlepszym oraz najcudowniejszym przyjacielem na świecie. Powiedział o mnie to samo ale widziałam te zdziwienie w jego oczach. Kiwnęłam delikatnie głową na znak że rozumiem że jest z Niną i że ją kocha. Zawsze jej zazdrościłam w sumie że to ona ma tę przyjemność całowania Iana w każdym miejscu o każdej porze dnia i nocy. Że nie musiała się ukrywać. Że co dwa tygodnie na niedzielnym obiedzie u nas w domu którzy organizowali nasi rodzice Ian był zapraszany jako chłopak Niny i zawsze siedzieli obok siebie migdaląc się. Ian wiedział że mnie to boli więc za wszelką cenę starał się w mojej obecności unikać pocałunków z Niną. Ale cóż byli zakochani. Obydwoje. Czasem jest mi trudno pojąć że kochał nas obydwie tak samo. Ja byłam zawsze tą drugą ale nie miałam wątpliwości że kocha mnie mniej. Czasem nawet wydawało mi się że kocha mnie bardziej. Może dlatego że nasze spotkania, nasze pocałunki, nasze intymne sytuacje, nawet nasze uściski czy patrzenie sobie w oczy dłużej niż 7 sekund były zakazane co sprawiało że pragnęliśmy siebie jeszcze bardziej. Gdy byliśmy razem nie było nikogo innego. Byliśmy tylko we dwoje. Byliśmy... idealni. Wiem że to brzmi banalnie ale tak było. Każde z nas miało swoje zdanie, rzadko, naprawdę rzadko kiedy się zgadzaliśmy. Ja uwielbiałam jeść hamburgery, on wolał hot-dogi. Byliśmy różni. A zarazem tacy sami. Mieliśmy strasznie podobne charaktery jednak mieliśmy inne upodobania. On kochał rysowanie, ja kochałam granie na gitarze. On chciał iść w kierunku pracy, ja zaś w kierunku swoich pasji. Ale jedna rzecz oprócz charakteru nas łączyła i była silniejsza niż milion różnic. To była miłość.
Wstałam z ławki ruszając w kierunku pierwszego lepszego sklepu. Mam dość jak na jeden dzień. Zbyt wiele wspomnień. Szłam może z trzynaście minut a moim oczom ukazał się nie duży wręcz mały sklepik osiedlowy inaczej mówiąc spożywczy. Weszłam do środka, podpinając jedną stronę włosów spinką. Rozglądałam się uważnie by znaleźć to czego szukam. Dlatego postanowiłam iść działami. W pierwszym dziale znajdowały się zabawki. Głównie pluszaki. Choć jakieś plastikowe autka i małe dinozaury również by się znalazły.
W drugim dziale zastałam napoje. Mrożone kawy, soki arbuzowe, energetyki, kakaa.. Zaś w trzecim dziale były słodycze. Postanowiłam wziąć coś na ząb. Rozglądałam się za chipsami i nie mniej jednak moją uwagę przykuły różowe lays'y o smaku prażonych krewetek. Fu! Może jeszcze byłby smak miodowo ogórkowy? Jeszcze większa ohyda ugh. Zdenerwowana w końcu nie wzięłam żadnych chipsów i ruszyłam na dział alkoholowy na który od samego początku się kierowałam. Wzięłam czystą wódkę a z działu napoi coca-cole do przepicia. Kasjerka wydała mi o dziwko wódkę bez proszenia o dowód który z tego co się zorientowałam został w domu. Szłam ulicą Los Angeles i dokładnie na chodniku i 'ala' łące ulicy głównej przysiadłam na ławce wyciągając moje nowo zakupione napoje. Lub inaczej: pomoc w zapominaniu. Pomoc od uwolnienia się od tego wszystkiego co dzisiaj przeanalizowałam oraz do jakiś wspomnień postanowiłam dzisiaj wrócić. Teraz wiem czemu moim mottem od niedawna jest 'Żyj chwilą'. Takie wspominanie niszczy człowieka. Przeszłość go niszczy. Otworzyłam wódkę po czym zwinnym ruchem ręki

image

wpakowałam sobie otwarcie szklanej butelki do ust. Moje plany na dzień dzisiejszy? Zachlać się na trupa. Lub po prostu zapomnieć.


*Z punktu widzenia Jeremmyego*

Wszyscy mają dzisiaj zły dzień. Nina i Katherine jak zwykle się pokłóciły. Krzyczały, wyzywały.. Najgorsze jest to że tak dłużej nie może być. Ciotka wraca już jutro i Sam opowiadała jaka ona jest. Przecież ja sam ledwo znoszę to że one się tak kłócą. Ale jak ciotka chociaż jeden raz usłyszy jak się wydzierają nawzajem bądź jak meble czy rzeczy latają w powietrzu to nas wyrzuci. A to by oznaczało coś w stylu mieszkania pod mostem. Mnie się to osobiście nie widzi. Być może akurat mnie by nie wyrzuciła ale to moje siostry kocham je nad życie. Gdyby obydwie musiałyby stąd odejść, poszedłbym razem z nimi. Z moją ostatnią rodziną tak naprawdę. 
Zresztą nie tylko one mają kiepski humor. Ja też. Jestem okropnie zły, wściekły, nie mam ochoty nawet myśleć. Zwłaszcza o Sam. Wczoraj było między nami dobrze. Przyjaciele, czyli to czego obydwoje chcieliśmy. Dzisiaj zaś Sam nawet nie zeszła na śniadanie. Normalnie o godzinie dziewiątej znajduję się już na dole i wszyscy razem jemy śniadania. Ja, Nina, Kath oraz Sam. Dzisiaj mi się poszczęściło i spożywałem swój posiłek w samotności. Z Katherine nie mam jak pogadać skoro całymi dniami jej nie ma w domu. Dzisiaj wyszła względem takim że się pokłóciła z Niną więc rozumiem. Ale w inne dni? Gdzie cały dzień się podziewa? Nie uwierzę że chodzi i zwiedza Los Angeles to w ogóle nie w jej stylu. Balować o godzinie czternastej też nie wchodzi w grę. Może kogoś ma?.. Z Niną też nie mam już tak dobrego kontaktu jak kiedyś. Jej też nie ma. Znaczy jest. Albo siedzi cały dzień w pokoju zamknięta na klucz lub wychodzi i wraca do domu o dwudziestej pierwszej szczęśliwa jakby się na nowo narodziła czy coś w ten deseń. A Samanta... Sam się do mnie od wczoraj nie odzywa nie mam zielonego pojęcia co zrobiłem nie tak. Wczoraj wszystko było dobrze, śmialiśmy się, wygłupialiśmy, rozmawialiśmy. A dziś? Dzisiaj nawet nie zeszła na śniadanie. Pójdę do jej pokoju i ją przeproszę. Ewentualnie dowiem się chociaż co takiego zrobiłem. Bez pukania do drzwi wszedłem do środka.
-Sam jesteś na mnie zła? Czy ja coś zrobiłem nie tak? Bo jeśli tak.. to jest mi strasznie przykro. Aczkolwiek proszę powiedz mi co takiego zrobiłem. -Wziąłem głęboki wdech spoglądając na Samantę. Jej oczy były lekko spuchnięte, jakby płakała.

image
-Czemu sądzisz że coś zrobiłeś?-zapytała bardzo powoli. Jej głos był miękki. Teraz wiem że płakała.
-Nie zeszłaś na dół na śniadanie. Nie odzywasz się od wczoraj do mnie. -powiedziałem nerwowo spoglądając na swoje stopy.
-Nie odzywam się do nikogo od wczoraj.. -mruknęła tak bym jej nie usłyszał.
-Sam co się dzieję?-zapytałem podchodząc do niej bliżej.
-Nic. -odpowiedziała po chwili zastanowienia. Z jej oczu popłynęło kilka kropel łez które od razu otarła.
-Sami widzę że coś jest nie tak. Ktoś Cię zranił księżniczko?-spytałem troskliwie.
-Nnn.. nie. -powiedziała wpatrując się w jeden punkt. Jej oczy znów się zaszkliły. Nie mogę patrzeć gdy ona tak strasznie cierpi a ja nie wiem z jakiego powodu.
-Sam kochanie.. możesz mi powiedzieć. Ktoś Ci coś zrobił? Stało się coś? -zapytałem siadając obok niej. Delikatnie odgarnąłem jej włosy na co Sam zareagowała dość dziwnie. Jakby się wystraszyła. Nagle moim oczom ukazał się fioletowy siniak na jej szyi.
-O boże, Sam kto Ci to zrobił?-zapytałem spoglądając jej w oczy. Były tak strasznie szkliste że wiedziałem że zaraz wybuchnie płaczem. Objąłem ją i głaskałem po głowie. Pobiła się z kimś? A może ktoś jej coś zrobił? Nie mogę sobie nawet tego wyobrazić. 
-Kochanie wszystko będzie dobrze. Opowiedz mi co się stało słoneczko. Sami... -zacząłem. Bardzo mocno ją do siebie przytuliłem i pocałowałem w czoło. Puściła uścisk po czym otarła oczy z łez. Delikatnie się uśmiechnęła ale było widać że uśmiech jest udawany. Uśmiech i łzy? Coś tutaj nie gra.
-Wczoraj... Wczoraj gdy wyszłam razem z Hann poszłyśmy na domówkę. Nawet nie wiem u kogo to w sumie nie jest istotne. Był alkohol, fajki, narkotyki. Jak to na imprezach. -słuchałem uważnie. Domyślałem się co się stało ale liczyłem że tego nie powie. Liczyłem że może ktoś ją rzucił albo że jej najlepsza przyjaciółka złamała nogę i dla tego płacze. Niestety ale w to wątpię. Sam zaczęła znów płakać a ja gładziłem jej plecy oraz głaskałem włosy by czuła się bezpieczna. -Iii.. Tańczyliśmy, piliśmy wiadomo. Nalałam do kubka drinka upiłam łyka i postawiłam go obok siebie. Chciałam potańczyć więc odeszłam na moment od stolika. Gdy wróciłam skończyłam mojego drinka. Pamiętam jeszcze że później tańczyłam z paroma facetami, że wypiłam jeszcze około dziesięć kubków. Więc nikt mi niczego nie dosypał. Wzięłam jakieś narkotyki od znajomych, znajomych. Zażyłam dwie kapsułki żeby mieć dobry odlot. Ale nie było niczego podobnego. Było normalnie. Może z dziesięć minut, bo potem urwał mi się film. Mam jakieś krótkotrwałe scenki z tego wszystkiego. Aczkolwiek nie jestem pewna czy są prawdziwe czy to była halucynacja. Jer, boże.. -płakała. Płakała jak dziecko a ja słuchałem. Nie mogłem uwierzyć. Jak można zrobić siedemnastolatce.. komukolwiek coś takiego? Przecież ona niczemu nie jest winna. Jak pomyślę że ktoś zabrał ją do toalety i obmacywał a co dopiero że uczynił się do takiego czynu, krzywdząc ją psychicznie jak i fizycznie.. Najchętniej bym kogoś takiego zamordował z zimną krwią w biały dzień.
-Pamiętam.. jeśli to nie była halucynacja, byłam w toalecie z nim. Wiem że był to szatyn ale nie znam go. Miał brązowe oczy. Byliśmy w kabinie a on mnie całował, mimo że tego nie chciałam... Prosiłam by przestał ale nie skutkowało...-Sam zaczęła płakać wtulając się we mnie. Ja sam uroniłem paręnaście łez.



-Przepraszam Cię Sam.. -powiedziałem płacząc. Sam otarła swoje łzy ale i tak wiedziałem że zaraz znów zacznie płakać. Zaraz po tym otarła moje łzy. 
-Nie masz za co przepraszać. To nie twoja wina. -powiedziała próbując się uśmiechnąć. 
-Gdybym wtedy z wami poszedł nie byłoby takiej sytuacji. Przepraszam Cię kochanie. Znajdziemy tego, kto ci to zrobił. Obiecuję Ci że poniesie za to konsekwencję. Obiecuję Ci to Sami. -powiedziałem przyciągając ją do siebie. Wtuliła się we mnie i zaczęła płakać. Starałem się ją pocieszyć ale niestety prawda jest taka że to co się stało zostanie w jej psychice na zawsze. Najlepsi specjaliści nawet jej nie pomogą. Teraz najważniejsze by czuła się kochana i że nie jest z tym sama. Że chcę jej pomóc. Że jest dla mnie ważna. Drugą zaś sprawą będzie odnalezienie tego fagasa. Nie puszczę mu tego płazem. Skrzywdził biedną niewinną dziewczynę. Kiedy trafi za kratki już nie skrzywdzi żadnej dziewczyny. Boże.. Biedna mała Sam.


*_______________________*

Cześć Kochani! Wiem taki trochę.. Smutny rozdział wyszedł. Ale nawet nie wiecie jak trudno było mi go napisać (pomijając że znam się trochę na psychologi) między innymi chciałam by trochę inaczej to wyszło ale nie jest źle. I tak wiem że w tym rozdziale nie ma Niny. W następnym zaś skupie się na niej i na wątku Sam i Jeremmyego. Ale już nie zanudza swoimi przemyśleniami haha. Do rzeczy...

Cholernie dziękuję za ponak pięć tysięcy wyświetleń! Jesteście cudowni, tylko dzięki wam mam ochotę oraz wenę by dalej pisać.
Dziękuję za 6 obserwatorów! To wiele dla mnie znaczy. <3
I chcę ogromnie i serdecznie podziękować wspaniałej Nice, która pomaga zdobyć mi czytelników promując mojego bloga na swoim. Dziękuje kochana!<3:)