Niczego nie zrobiłam. Nie otarłam łez. Pozwoliłam im płynąć, po mojej twarzy.
Kiedy przestałam płakać, szybkim krokiem wróciłam do domu.
Rozglądając się czy już są całkowicie spakowani, nie ujrzałam nikogo. Ani mojej siostry, ani brata.
Odwiesiłam Torbę na wieszak, po czym zwinnym ruchem ob kręciłam się wokół własnej osi, by rozejrzeć się dokładnie czy wszystko jest spakowane. Drugim powodem było również to, że chciałabym wszystko dokładnie zapamiętać. Do mojej Głowy napłynęły wspomnienia. Tam koło stołu, siedziałam z tatą, gdzie razem czytaliśmy historyki, miałam wtedy 6 lat. Kath bawiła się z Jeremmy'm, a mama piekła wypieki.
Kochałam wspominać swoje dzieciństwo, do 13 roku życia. Później wszystko bylo inne. Dorosłam i nie bawiłam się lalkami. Od czasu do czasu zagrałam wieczorem w karty. Aczkolwiek wtedy się zmieniłam.. moje życie bylo, po prostu inne.
Przejechałam palcami po swoich włosach, po czym poszłam na górę do pokoju Jeremmy'ego.
-Puk puk. -powiedziałam uchylając drzwi. Zauważyłam szeroki uśmiech Jeremmy'iego. -Proszę wejść. -powiedział cicho. Podeszłam do łóżka, i delikatnie na nim usiadłam.
-Puk puk. -powiedziałam uchylając drzwi. Zauważyłam szeroki uśmiech Jeremmy'iego. -Proszę wejść. -powiedział cicho. Podeszłam do łóżka, i delikatnie na nim usiadłam.
-Kto by pomyślał że sprawy się tak potoczą.. Nina, przyznaj, spędziliśmy tu piękne a zarazem cholernie smutne chwile.. -powiedział Jeremmy, w tym samym czasie rozglądał się po pokoju, tak samo jak ja.
-Owszem.. pomimo wszystkiego, będzie mi strasznie brakować tego miejsca, Jer. -wypowiadając te słowa, przytuliłam się do torsu brata. Będzie mi cholernie brakować tego miejsca.
-Kiedyś tu jeszcze wrócimy. Zobaczysz. -szepnął Jer. Delikatnie się uśmiechnęłam się, po czym dałam całusa bratu, i wyszłam z pokoju. Spojrzałam na zegar, byla 17.16.
Zeszłam na duł, do pokoju Katherine. Otworzyłam drzwi, aczkolwiek nie bylo tam żywej duszy. Jej pokój był pusty. Stalo tam tylko drewniane łózko, i stara szafa. Przez te szafę, pokój wydawał się mroczniejszy. Ściany były szaro-błękitne. Choć z drugiej strony można by powiedzieć ze są wyblakłe. Podeszłam do szafy, chcąc zobaczyć czy Katherine się spakowała.
-Nie do wiary.. -wyszeptałam. Szafa była pusta. Niczego tam nie bylo. W głębi duszy miałam nadzieje że Kath spieprzy i nie pojedziemy. I właśnie to bylo najgorsze. Miałam nadzieje ze ona coś zrobi nie tak, i nie pojedziemy. Bo w głębi duszy ja chciałabym.. tu, zostać. Ja wiem..Tak nie powinno być. Aczkolwiek, juz jest za późno, by cokolwiek zmienić.
Po krótkiej chwili siedzenia na podłodze, podniosłam się i wyszłam z pokoju, postanowiłam dalej szukać Katherine.
Kath siedziała na blacie kuchennym, pijąc herbatę. -Widzę ze się przebrałaś. I również spakowałaś.-powiedziałam z delikatnym aczkolwiek, nie widocznym uśmiechem. Kath od razu zeszkoczył a z blatu, i do mnie podeszła.
-To przecierz jasne.. -parsknęła śmiechem. - Jedyne o czym marzyłam przez pieprzone 5 lat, to wyrwanie się z tej budy, od was wszystkich, a zwłaszcza z tego miejsca. Nigdy nie przepuściłabym takiej szansy. Nigdy. Będę wolna, będę mogla robić co zechcę skarbie.-powiedziała pewna siebie Kath.
-Ty już robisz co chcesz.. -odpowiedziałam, aczkolwiek chyba bardziej pytaniem niż, odpowiedzią.
-Owszem. Aczkolwiek to nie to na co mam ochotę. Zresztą.. pora się zbierać. Nie traćmy tak pięknego dnia!-Katherine delikatnie obróciła się na swoich obcasach, po czym wyszła na zewnątrz.
Nigdy się nie skarżyła na to miejsce.. Przecierz zawsze jej słuchaliśmy. Nigdy nie wspominała że chce stąd, odejść..Najwyraźniej chciała. Bardzo chciała.
Wszystkie walizki stały na zewnątrz, a ja chodziłam patrząc czy na sto procent, wszystko spakowaliśmy. Gdzieś w głębi serca będę cholernie żałowała tej decyzji, aczkolwiek z drugiej strony to również jest dobre. Nie mogę żyć cale życie tym co bylo, nieprawdaż? Wiec chyba Los Angeles, to dobry wybór.. właśnie, chyba.
-Gotowi?-zapytała z szerokim uśmiechem Katherine. -Na co gotowi?-zapytał Jer. -Na lepsze, i o wiele ciekawsze życie. -powiedziała to z nutką ironii, po czym wsiadła do auta. Jermmy, spakował walizki, i usiadł przed kierownica a ja przyglądałam się tej sytuacji. Katherine patrzyła w szybę, i byla uśmiechnięta. Bardzo dawno nie widziałam jej w takim humorze.
Nie miałam niczego do powiedzenia, wiec milczałam. Obserwowałam co dzieje się na zewnątrz, wszystko bylo takie kolorowe..Los Angeles, to miasto zabawy, owszem. Ale pracy rowniez. Ludzie sa zabiegani, i gdybyś umarł, nikt by tego nawet nie zauważył. Wiec z drugiej strony te miasto wcale nie jest aż, takie piękne. Ale cóż.. Decyzja została podjęta, jesteśmy w drodze do celu, czas chyba przestać życ Przeszłością. Przeszłość, nas niszczy. CHOLERNIE NISZCZY. Wszystko przebiegało świetnie.. Ja z kamiennym wyrazem twarzy, Katherine cały czas uśmiechnięta a Jeremmy zamyślony. Wszyscy w trójkę siedzieliśmy na krzesłach i czekaliśmy aż zaczną wołać, że samolot już jest. Doczekaliśmy się. Zaczęli wołać, i od razu wstałam z krzesła a za mną moje rodzeństwo. Gdy pokazywaliśmy paszporty, pewien chłopak zaczął mi się dziwnie przyglądać. Nie miałam pojęcia o co chodzi, więc najprościej w świecie to zignorowałam, i szłam dalej.
Mijały minuty, z minut godziny.. i ciągnęło się jakby w nie skończoność. Siedziałam na miejscu i "czytałam" książkę, aczkolwiek niczego nie przeczytałam. Rozmyślałam tylko, jak to będzie. Bo w końcu, trzeba będzie zacząć studia. Dobre jest to że, podobno mamy tam jakąś rodzinę. Ciotke.. Ale z drugiej strony to również nie jest takie dobre, bo kto wie jaka jest? W końcu po śmierci rodziców wcale się nami nie zajeła. Nawet nie zadzwoniła. To znaczy owszem, ale pięć miesięcy później. I zapronowała przeprowadzkę.
Ale rodzice, nigdy o niej nie wspominali. A my jej nigdy nie widzieliśmy. To jest siostra, naszej zmarłej babci od strony naszego ojca. Czyli ma juz swoje lata, dokładnie 56 lub 57 lat..
-Wolne? -usłyszałam pytanie które wyrwało mnie z zamyśleń, po czym odwróciłam głowę w stronę głosu.. głosu którego kojarzyłam, tylko nie wiedziałąm skąd. Ujrzałam tego samego mężczyzne lub raczej chłopaka który wcześniej mnie obserwował.
-Tak, oczywiście.. -powiedziałam nie pewnie, i zabrałam swoją torbę na drugi fotel.
-Czemu lecisz do Los Angeles? -zapytał po chwili ciszy. Spojrzałam na niego, aczkolwiek on patrzył przed siebie. Nawet nie mrugnął.
-Dlaczego cię to interesuje? Ale jeśli musisz wiedzieć.. Przeprowadzam się. Zmieniam swoje życie. -odpowiedziałam nie pewnie, delikatnym szeptem. Chłopak odwrócił głowe w moją strone. Obydwoje patrzyliśmy sobie centralnie w oczy. I odległość miedzy nami byla zbyt niebezpieczna, wiec odwróciłam głowę i się lekko zaśmiałam. Chłopak się uśmiechnął, po czym rowniez odwrócił głowe w inną strone.
-Czy mogłabym, wiedzieć jak.. jak, się nazywasz? -zapytałam zdezorientowana tą wcześniejszą sytuacją.
-Louis. -odpowiedział, jakby z 'pospiechem'..?
-Nina.-odpowiedziałam z uśmiechem, po czym ukradkiem zerknęłam co robi Kath i Jer. Jeremy grał na telefonie jak zwykle zresztą. Katherine zaś rozmawiała z pewnym chłopakiem.
Chciałam zapytać się Louisa, skąd pochodzi, aczkolwiek gdy się odwrocilam jego juz nie bylo. Wstałam z fotela samolotowego, podciągawszy dżinsy poszłam dosiąść się do Jeremmy'ego. Wpatrywałam się w okno, i rozmyślałam o rozmowie z Louisem, oraz jego dziwnym zachowaniu. W szczególności sama sobie się dziwiłam, dlaczego o tym myślę, bo przecierz ja go praktycznie nie znam.. Dalszą podroż, do naszego nowego domu, przespałam.
Spojrzałam na twarze mojego rodzeństwa, i wszyscy razem poszliśmy do przodu, aż pod same drzwi. Brunetka delikatnie się uśmiechneła.
-Cześć. Nazywam się Samanta, ale możecie mi po prostu, mówic Sam. Jestem córka Natalie, czyli jeśli się nie mylę, waszej ciotki. -Ale sexowna..!-szepnął Jeremmy. Sam się, delikatnie i uroczo zaśmiała i gestem reki zaprosiła nas do środka. Weszliśmy do salonu który byl naprawdę ogromny.
-Wiec.. -zaczeła Samanta.
-Jestem Jeremmy, to jest Nina a to Katherine, z naciskiem na n!-Powiedział uśmiechnięty Jeremmy. Ja się rowniez delikatnie uśmiechneła, a Kath z kamiennym wyrazem twarzy przyglądała się Sam.
-Milo mi was poznać. -szepneła Sam. -Zaraz oprowadzę was po domu, tylko chcie powiedziec iz mojej mamy w tym momencie nie ma, wroci dopiero za 2 tygodnie. Wiec macie jeszcze czas na poznanie jej regul, i innych nie potrzebnych rzeczy. I.. pokoje sama urzadzalam, ale oczywiscie zawsze mozna je zmienic. Bo wszystko zalezy od gustu.. no i.. -Blagam Cie przestan. Nawet jesli te pokoje im sie nie spodobaja to ci niczego nie powiedza bo sa przesadnie mili, a ty jestes poddenerwowana ta cala sytuacja. Zapewniam Cie ze wszystko będzie dobrze. I pokoje.. beda tam tylko spac, wierz mi. Miasto zabawy, heloool!..-Kath byla zdenerwoana przejeciem Sam, aczkolwiek na poczatku wszystko dobrze maskowala. Choc taki teatrzyk z jej strony byl do przewidzenia. Sam tylko kiwnela glowa, i poszla przed siebie.
Szlismy ladnymi korytarzami i bylo widac ze ten dom nalezal do wyrafinowanej kobiety. Sciany byly ozdobione delikatnym wzrokiem, i byly koloru kosci sloniowej i capuccino. Dom byl inny.. nie byl starodawny, ani nowoczesny. Trudno bylo okreslic, aczkolwiek bardziej podchodzil pod taki 'retro'.
-Nino, oto twoj pokoj. Mam nadzieje ze sie podoba, i chcialabym dodac ze jak juz wejdziesz to w pokoju sa jeszcze jedne drzwi prowadzace do sypialni. Tak samo jest w Pokoju Jeremmy'ego i twojego rowniez Kaherine. I na drzwiach sa imiona jaki pokoj do kogo nalezy.. mam nadzieje ze sie podobaja. Zostawie was samych, i dam wam czas na rozpakowanie sie. Badzcie prosze o 19.45 w salonie, o tej porze zwykle jemy kolacje. -Obracajac sie na swoich wysokich szpilkach, wyszla na taras.
Wszyscy w trojke rozeszlismy sie do swoich pokoi. Moj pokoj byl cudowny! Delikatna skorzana sofa, bialusienki dywan, drewniana podloga, szafa z ksiazkami.. Byl po prostu perfekcyjny. Od razu, pojawil sie usmiech na mojej twarzy.Usiadlam przy ogromnej drewnianej szafie, i zaczelam rozpakowywac swoje rzeczy. Zajelo mi to z jakies 40 minut. Zaraz po tym, zaczelam wypakowywac wszystkie 'meble', ksiazki, figurki i takie tam. Kiedy juz calkiem sie rozpakowalam, byla dokladnie 17.23.
Dzisiaj rozpoczynal sie weekend, co oznacza zabawe dla Kath i Jer'a.. ja pewnie zostane tutaj, i pograze sie w rozmysleniach na pieknej bialej kanapie.
-Ian, wiesz.. czasem zastanawiam sie czy my jestesmy naprawde razem.. Wiesz.. Nigdy nie liczylam ze to bedzie jakas 'Lov Story' czy cos w tym rodzaju. Tez nie liczylam, na 'I zyli dlugo, i szczesliwie'.. Mialam nadzieje ze bedzie chociarz.. 'Zyli w zgodzie i przyjazni'.. A ty, jak bys chcial by to sie zakonczylo?
-Nina.. Ja nie chce by to sie skonczylo. Kocham Cie, i gdybym mogl zyc wiecznie.. zylbym z Toba wiecznie. Razem. Na zawsze, Nina. Forever? -te wszystkie slowa wypowiedzial z uczuciem, troska.. Objelam go w ramionach i co zdolalam wyszeptac bylo tylko:
-Forever.
-Co bys zrobila gdybym kiedys.. no nie wiem. Naprzyklad.. umarl? -W mojej glowie pojawila sie pustka. Przecierz to nie jest mo.. to jest mozliwe. Ale nigdy sie nie wydarzy. Gdyby Ian umarl.. zostalabym sama. Komplenie. Az w koncu nie wytrzymalabym i popelnilabym samobojstwo, z rozpaczy.
-Ian.. nie zapominaj. FOREVER. Na wietrznosc, skarbie. -Powiedzialam z usmiechem na twarzy, choc w srodku nadal zadawalam sobie te pytanie. CO BYM ZROBILA?
-Obiecaj mi, ze nie zrobilabys niczego glupiego. Zadnych wykroczen, zadnych lez.. Zylabys jak gdyby nigdy nic. Bylabys szczesliwa i spelniona. Kiedys mialabys rodzine, dzieci.. wnuki.. Bylabys szczesliwa. Obiecaj mi to Nino, prosze.
-Ian.. Kocham Cie. Gdybys umarl moje zycie nie bylo by takie same. Bylo by puste. Nijakie.. Bezbarwne, Nud.. -przerwal mi.
-Po prostu obiecaj mi to. Prosze.
-Obiecuje. Ale Ian.. funkcjonowac bym funkcjonowala, ale nie bylabym szczesliwa. Bylabym smutna do konca mojego zycia, wierz mi. Pamietaj..Ja i tak bym Cie kochala. Do konca mojego zycia! FOREVER, Ian. FOREVER..! -Delikatnie przytulilam sie do jego torsu, po czym skradlam 2 czule pocalunki.
-,,Gdybyś kiedy we śnie poczuła, że oczy moje już nie patrzą na ciebie z miłością, wiedz, żem żyć przestał, najdrozsza.'' -powiedzial lekko Ian.
Obudzilam sie. Zaraz.. usnelam! Cholera.. Czy.. Nie, to.. to tylko sen. Przecierz Ian, nie mogl wiedziec ze um.. ubzduralam sobie. To tylko i wlacznei sen, Nina. Pamietaj, ze sny nie sa na prawde. Sen. Tylko i wlacznie sen..
Zerknelam na zegar, dochodzila 19.30. Ubralam na siebie luzny sweter, zloty zegarek oraz dzinsy i moje kochane buty, czyli Emu. Wlosy zwiazalam w luznego warkocza, i zeszlam na dlu. Na dole jeszcze nikogo nie bylo, tylko gosposia, robiaca kolacje. Usmiechnelam sie do niej, i chcialam jej pomoc, ale wzrokiem kazala mi zostac na miejscu.
**
Kolacja przebiegala bardzo milo i sympatycznie. Sam, nie byla sztywna, i na szczescie nie byla takze taka jak Katherine. Byla zabawna, ale jednoczesnie umiala zachowac powage. Zartowalismy, rozmawialismy.. Jeremmy'emu najbardziej te towarzystwo przypadlo do gustu. Bardzo polubil Samante, zreszta ja rowniez.
Katherine jedyna siedziala cicho, jedzac kawalek kurczaka chyba przez pol godziny. Nie odzywala sie za bardzo. Tylko gdy ja, lub Jer lub Sam sie czegogos zapytalismy odpowiadala krotkim slowem 'tak' lub 'nie'.
Gdy zjedlismy, rozeszlismy sie do swoich pokoi. Jeremmy i Sam grali w salonie w szachy, ja poszlam do siebie. A Kath, jak mniemam rowniez poszla do siebie, lub do lazienki.
Bylam strasznie zmeczona, wiec poszlam od razu spac.
-Kiedyś tu jeszcze wrócimy. Zobaczysz. -szepnął Jer. Delikatnie się uśmiechnęłam się, po czym dałam całusa bratu, i wyszłam z pokoju. Spojrzałam na zegar, byla 17.16.
Zeszłam na duł, do pokoju Katherine. Otworzyłam drzwi, aczkolwiek nie bylo tam żywej duszy. Jej pokój był pusty. Stalo tam tylko drewniane łózko, i stara szafa. Przez te szafę, pokój wydawał się mroczniejszy. Ściany były szaro-błękitne. Choć z drugiej strony można by powiedzieć ze są wyblakłe. Podeszłam do szafy, chcąc zobaczyć czy Katherine się spakowała.
-Nie do wiary.. -wyszeptałam. Szafa była pusta. Niczego tam nie bylo. W głębi duszy miałam nadzieje że Kath spieprzy i nie pojedziemy. I właśnie to bylo najgorsze. Miałam nadzieje ze ona coś zrobi nie tak, i nie pojedziemy. Bo w głębi duszy ja chciałabym.. tu, zostać. Ja wiem..Tak nie powinno być. Aczkolwiek, juz jest za późno, by cokolwiek zmienić.
Po krótkiej chwili siedzenia na podłodze, podniosłam się i wyszłam z pokoju, postanowiłam dalej szukać Katherine.
Kath siedziała na blacie kuchennym, pijąc herbatę. -Widzę ze się przebrałaś. I również spakowałaś.-powiedziałam z delikatnym aczkolwiek, nie widocznym uśmiechem. Kath od razu zeszkoczył a z blatu, i do mnie podeszła.
-To przecierz jasne.. -parsknęła śmiechem. - Jedyne o czym marzyłam przez pieprzone 5 lat, to wyrwanie się z tej budy, od was wszystkich, a zwłaszcza z tego miejsca. Nigdy nie przepuściłabym takiej szansy. Nigdy. Będę wolna, będę mogla robić co zechcę skarbie.-powiedziała pewna siebie Kath.
-Ty już robisz co chcesz.. -odpowiedziałam, aczkolwiek chyba bardziej pytaniem niż, odpowiedzią.
-Owszem. Aczkolwiek to nie to na co mam ochotę. Zresztą.. pora się zbierać. Nie traćmy tak pięknego dnia!-Katherine delikatnie obróciła się na swoich obcasach, po czym wyszła na zewnątrz.
Nigdy się nie skarżyła na to miejsce.. Przecierz zawsze jej słuchaliśmy. Nigdy nie wspominała że chce stąd, odejść..Najwyraźniej chciała. Bardzo chciała.
Wszystkie walizki stały na zewnątrz, a ja chodziłam patrząc czy na sto procent, wszystko spakowaliśmy. Gdzieś w głębi serca będę cholernie żałowała tej decyzji, aczkolwiek z drugiej strony to również jest dobre. Nie mogę żyć cale życie tym co bylo, nieprawdaż? Wiec chyba Los Angeles, to dobry wybór.. właśnie, chyba.
-Gotowi?-zapytała z szerokim uśmiechem Katherine. -Na co gotowi?-zapytał Jer. -Na lepsze, i o wiele ciekawsze życie. -powiedziała to z nutką ironii, po czym wsiadła do auta. Jermmy, spakował walizki, i usiadł przed kierownica a ja przyglądałam się tej sytuacji. Katherine patrzyła w szybę, i byla uśmiechnięta. Bardzo dawno nie widziałam jej w takim humorze.
Nie miałam niczego do powiedzenia, wiec milczałam. Obserwowałam co dzieje się na zewnątrz, wszystko bylo takie kolorowe..Los Angeles, to miasto zabawy, owszem. Ale pracy rowniez. Ludzie sa zabiegani, i gdybyś umarł, nikt by tego nawet nie zauważył. Wiec z drugiej strony te miasto wcale nie jest aż, takie piękne. Ale cóż.. Decyzja została podjęta, jesteśmy w drodze do celu, czas chyba przestać życ Przeszłością. Przeszłość, nas niszczy. CHOLERNIE NISZCZY. Wszystko przebiegało świetnie.. Ja z kamiennym wyrazem twarzy, Katherine cały czas uśmiechnięta a Jeremmy zamyślony. Wszyscy w trójkę siedzieliśmy na krzesłach i czekaliśmy aż zaczną wołać, że samolot już jest. Doczekaliśmy się. Zaczęli wołać, i od razu wstałam z krzesła a za mną moje rodzeństwo. Gdy pokazywaliśmy paszporty, pewien chłopak zaczął mi się dziwnie przyglądać. Nie miałam pojęcia o co chodzi, więc najprościej w świecie to zignorowałam, i szłam dalej.
Mijały minuty, z minut godziny.. i ciągnęło się jakby w nie skończoność. Siedziałam na miejscu i "czytałam" książkę, aczkolwiek niczego nie przeczytałam. Rozmyślałam tylko, jak to będzie. Bo w końcu, trzeba będzie zacząć studia. Dobre jest to że, podobno mamy tam jakąś rodzinę. Ciotke.. Ale z drugiej strony to również nie jest takie dobre, bo kto wie jaka jest? W końcu po śmierci rodziców wcale się nami nie zajeła. Nawet nie zadzwoniła. To znaczy owszem, ale pięć miesięcy później. I zapronowała przeprowadzkę.
Ale rodzice, nigdy o niej nie wspominali. A my jej nigdy nie widzieliśmy. To jest siostra, naszej zmarłej babci od strony naszego ojca. Czyli ma juz swoje lata, dokładnie 56 lub 57 lat..
-Wolne? -usłyszałam pytanie które wyrwało mnie z zamyśleń, po czym odwróciłam głowę w stronę głosu.. głosu którego kojarzyłam, tylko nie wiedziałąm skąd. Ujrzałam tego samego mężczyzne lub raczej chłopaka który wcześniej mnie obserwował.
-Tak, oczywiście.. -powiedziałam nie pewnie, i zabrałam swoją torbę na drugi fotel.
-Czemu lecisz do Los Angeles? -zapytał po chwili ciszy. Spojrzałam na niego, aczkolwiek on patrzył przed siebie. Nawet nie mrugnął.
-Dlaczego cię to interesuje? Ale jeśli musisz wiedzieć.. Przeprowadzam się. Zmieniam swoje życie. -odpowiedziałam nie pewnie, delikatnym szeptem. Chłopak odwrócił głowe w moją strone. Obydwoje patrzyliśmy sobie centralnie w oczy. I odległość miedzy nami byla zbyt niebezpieczna, wiec odwróciłam głowę i się lekko zaśmiałam. Chłopak się uśmiechnął, po czym rowniez odwrócił głowe w inną strone.
-Czy mogłabym, wiedzieć jak.. jak, się nazywasz? -zapytałam zdezorientowana tą wcześniejszą sytuacją.
-Louis. -odpowiedział, jakby z 'pospiechem'..?
-Nina.-odpowiedziałam z uśmiechem, po czym ukradkiem zerknęłam co robi Kath i Jer. Jeremy grał na telefonie jak zwykle zresztą. Katherine zaś rozmawiała z pewnym chłopakiem.
Chciałam zapytać się Louisa, skąd pochodzi, aczkolwiek gdy się odwrocilam jego juz nie bylo. Wstałam z fotela samolotowego, podciągawszy dżinsy poszłam dosiąść się do Jeremmy'ego. Wpatrywałam się w okno, i rozmyślałam o rozmowie z Louisem, oraz jego dziwnym zachowaniu. W szczególności sama sobie się dziwiłam, dlaczego o tym myślę, bo przecierz ja go praktycznie nie znam.. Dalszą podroż, do naszego nowego domu, przespałam.
Jeżeli tworzysz coś co porusza ludzkie serca, nigdy nie umrzesz.
Gdy auto, które wysłała nasza ciotka po nas, odebrało nas, byłam spokojniejsza. Bo w końcu.. wszystko się ułożz, i będzie dobrze. Wierze w to, ze moje życie znów będzie dobre i kolorowe tak jak wtedy gdy rodzice i.. i Ian, żyli.
Ian, Ja i Katherine.. Zdarzało się zbyt często.. W końcu Ian był teoretycznie ze mną, ale gdy się pokłóciliśmy to.. Po prostu, leciał do Katherine. Byliśmy tak naprawdę dziećmi. Mieliśmy po 13,14 lat..
I w sumie byliśmy wszyscy przyjaciółmi. Tak, tyle że gdy skończyliśmy po 13 lat hormony zaczeły szaleć i oczekiwać czegoś więcej. W sumie nigdy nie powiedzieliśmy sobie ze to koniec przyjaźni, lub rozpoczęcie czegoś w stylu 'zwiazku'. A patrząc na to oczyma Iana.. Nigdy nie wiadomo z kim on był, czy gral.. czy się bawił. Gdy mieliśmy po 15 lat.. wtedy wiedziałam ze jesteśmy razem. Ale nigdy nie byłam pewna czy gierki z Katherine się skonczyły.. Ale ufałam mu, i nigdy nie zaczynałam jakiegokolwiek tematu z Katherine. Zresztą.. tyle razy całowaliśmy się przy rodzicach, Jeremmym, Katherinie.. i wszystko bylo dobrze. Cholera, rozmyślam nad czymś czego juz nie ma. I choćbym oddala swoje życie, nigdy nie wróci. Bo powiedzmy sobie, kurwa, prawdę, Ian jest martwy.. A ja nie mogę niczego zrobić by on wrócił..
Życie to wspinaczka. Widoki są niesamowite. Jeżeli już nie dajesz rady, trzeba mocno w to trzeba wierzyć, że kiedyś będzie lepiej.
-Jesteśmy na miejscu!-oznajmił kierowca pojazdu. Przed nami stal ogromny dom, 2 piętrowy, z basenem i ogromnym podwórkiem. Trudno sobie bylo wyobrazić co czułam. Był.. przepiękny. Wszyscy w trojkę wyszliśmy z auta, i szliśmy w stronę domu. W drzwiach stała młoda kobieta. Średniego wzrostu, brunetka o pięknych dużych oczach. Jeżeli to nasza Ciotka..
Spojrzałam na twarze mojego rodzeństwa, i wszyscy razem poszliśmy do przodu, aż pod same drzwi. Brunetka delikatnie się uśmiechneła.
-Cześć. Nazywam się Samanta, ale możecie mi po prostu, mówic Sam. Jestem córka Natalie, czyli jeśli się nie mylę, waszej ciotki. -Ale sexowna..!-szepnął Jeremmy. Sam się, delikatnie i uroczo zaśmiała i gestem reki zaprosiła nas do środka. Weszliśmy do salonu który byl naprawdę ogromny.
-Wiec.. -zaczeła Samanta.
-Jestem Jeremmy, to jest Nina a to Katherine, z naciskiem na n!-Powiedział uśmiechnięty Jeremmy. Ja się rowniez delikatnie uśmiechneła, a Kath z kamiennym wyrazem twarzy przyglądała się Sam.
-Milo mi was poznać. -szepneła Sam. -Zaraz oprowadzę was po domu, tylko chcie powiedziec iz mojej mamy w tym momencie nie ma, wroci dopiero za 2 tygodnie. Wiec macie jeszcze czas na poznanie jej regul, i innych nie potrzebnych rzeczy. I.. pokoje sama urzadzalam, ale oczywiscie zawsze mozna je zmienic. Bo wszystko zalezy od gustu.. no i.. -Blagam Cie przestan. Nawet jesli te pokoje im sie nie spodobaja to ci niczego nie powiedza bo sa przesadnie mili, a ty jestes poddenerwowana ta cala sytuacja. Zapewniam Cie ze wszystko będzie dobrze. I pokoje.. beda tam tylko spac, wierz mi. Miasto zabawy, heloool!..-Kath byla zdenerwoana przejeciem Sam, aczkolwiek na poczatku wszystko dobrze maskowala. Choc taki teatrzyk z jej strony byl do przewidzenia. Sam tylko kiwnela glowa, i poszla przed siebie.
Szlismy ladnymi korytarzami i bylo widac ze ten dom nalezal do wyrafinowanej kobiety. Sciany byly ozdobione delikatnym wzrokiem, i byly koloru kosci sloniowej i capuccino. Dom byl inny.. nie byl starodawny, ani nowoczesny. Trudno bylo okreslic, aczkolwiek bardziej podchodzil pod taki 'retro'.
-Nino, oto twoj pokoj. Mam nadzieje ze sie podoba, i chcialabym dodac ze jak juz wejdziesz to w pokoju sa jeszcze jedne drzwi prowadzace do sypialni. Tak samo jest w Pokoju Jeremmy'ego i twojego rowniez Kaherine. I na drzwiach sa imiona jaki pokoj do kogo nalezy.. mam nadzieje ze sie podobaja. Zostawie was samych, i dam wam czas na rozpakowanie sie. Badzcie prosze o 19.45 w salonie, o tej porze zwykle jemy kolacje. -Obracajac sie na swoich wysokich szpilkach, wyszla na taras.
Wszyscy w trojke rozeszlismy sie do swoich pokoi. Moj pokoj byl cudowny! Delikatna skorzana sofa, bialusienki dywan, drewniana podloga, szafa z ksiazkami.. Byl po prostu perfekcyjny. Od razu, pojawil sie usmiech na mojej twarzy.Usiadlam przy ogromnej drewnianej szafie, i zaczelam rozpakowywac swoje rzeczy. Zajelo mi to z jakies 40 minut. Zaraz po tym, zaczelam wypakowywac wszystkie 'meble', ksiazki, figurki i takie tam. Kiedy juz calkiem sie rozpakowalam, byla dokladnie 17.23.
Dzisiaj rozpoczynal sie weekend, co oznacza zabawe dla Kath i Jer'a.. ja pewnie zostane tutaj, i pograze sie w rozmysleniach na pieknej bialej kanapie.
Nasza przeszłość nadaje kształt naszej przyszłości.
-Ian, wiesz.. czasem zastanawiam sie czy my jestesmy naprawde razem.. Wiesz.. Nigdy nie liczylam ze to bedzie jakas 'Lov Story' czy cos w tym rodzaju. Tez nie liczylam, na 'I zyli dlugo, i szczesliwie'.. Mialam nadzieje ze bedzie chociarz.. 'Zyli w zgodzie i przyjazni'.. A ty, jak bys chcial by to sie zakonczylo?
-Nina.. Ja nie chce by to sie skonczylo. Kocham Cie, i gdybym mogl zyc wiecznie.. zylbym z Toba wiecznie. Razem. Na zawsze, Nina. Forever? -te wszystkie slowa wypowiedzial z uczuciem, troska.. Objelam go w ramionach i co zdolalam wyszeptac bylo tylko:
-Forever.
-Co bys zrobila gdybym kiedys.. no nie wiem. Naprzyklad.. umarl? -W mojej glowie pojawila sie pustka. Przecierz to nie jest mo.. to jest mozliwe. Ale nigdy sie nie wydarzy. Gdyby Ian umarl.. zostalabym sama. Komplenie. Az w koncu nie wytrzymalabym i popelnilabym samobojstwo, z rozpaczy.
-Ian.. nie zapominaj. FOREVER. Na wietrznosc, skarbie. -Powiedzialam z usmiechem na twarzy, choc w srodku nadal zadawalam sobie te pytanie. CO BYM ZROBILA?
-Obiecaj mi, ze nie zrobilabys niczego glupiego. Zadnych wykroczen, zadnych lez.. Zylabys jak gdyby nigdy nic. Bylabys szczesliwa i spelniona. Kiedys mialabys rodzine, dzieci.. wnuki.. Bylabys szczesliwa. Obiecaj mi to Nino, prosze.
-Ian.. Kocham Cie. Gdybys umarl moje zycie nie bylo by takie same. Bylo by puste. Nijakie.. Bezbarwne, Nud.. -przerwal mi.
-Po prostu obiecaj mi to. Prosze.
-Obiecuje. Ale Ian.. funkcjonowac bym funkcjonowala, ale nie bylabym szczesliwa. Bylabym smutna do konca mojego zycia, wierz mi. Pamietaj..Ja i tak bym Cie kochala. Do konca mojego zycia! FOREVER, Ian. FOREVER..! -Delikatnie przytulilam sie do jego torsu, po czym skradlam 2 czule pocalunki.
-,,Gdybyś kiedy we śnie poczuła, że oczy moje już nie patrzą na ciebie z miłością, wiedz, żem żyć przestał, najdrozsza.'' -powiedzial lekko Ian.
Obudzilam sie. Zaraz.. usnelam! Cholera.. Czy.. Nie, to.. to tylko sen. Przecierz Ian, nie mogl wiedziec ze um.. ubzduralam sobie. To tylko i wlacznei sen, Nina. Pamietaj, ze sny nie sa na prawde. Sen. Tylko i wlacznie sen..
Zerknelam na zegar, dochodzila 19.30. Ubralam na siebie luzny sweter, zloty zegarek oraz dzinsy i moje kochane buty, czyli Emu. Wlosy zwiazalam w luznego warkocza, i zeszlam na dlu. Na dole jeszcze nikogo nie bylo, tylko gosposia, robiaca kolacje. Usmiechnelam sie do niej, i chcialam jej pomoc, ale wzrokiem kazala mi zostac na miejscu.
**
Kolacja przebiegala bardzo milo i sympatycznie. Sam, nie byla sztywna, i na szczescie nie byla takze taka jak Katherine. Byla zabawna, ale jednoczesnie umiala zachowac powage. Zartowalismy, rozmawialismy.. Jeremmy'emu najbardziej te towarzystwo przypadlo do gustu. Bardzo polubil Samante, zreszta ja rowniez.
Katherine jedyna siedziala cicho, jedzac kawalek kurczaka chyba przez pol godziny. Nie odzywala sie za bardzo. Tylko gdy ja, lub Jer lub Sam sie czegogos zapytalismy odpowiadala krotkim slowem 'tak' lub 'nie'.
Gdy zjedlismy, rozeszlismy sie do swoich pokoi. Jeremmy i Sam grali w salonie w szachy, ja poszlam do siebie. A Kath, jak mniemam rowniez poszla do siebie, lub do lazienki.
Bylam strasznie zmeczona, wiec poszlam od razu spac.
*Z punktu widzenia Katherine*
Nowy dom, nowa rodzina, lepsza zabawa..
I ktoś kto powinien być juz dawno.. nie tutaj.
I ktoś kto powinien być juz dawno.. nie tutaj.
Po wysypaniu wszystkich swoich rzeczy do szafy (dosłownie), polozylam sie na lozku z ipad'em, i zaczelam przegladac stare zdjecia. Po jakiejs minucie, strasznie mnie to zmeczylo a zarazem znudzilo, wiec nalalam sobie szklanke wody.
-Bleh.. ochyda!-prawie ze krzyknelam, wypluwajac wode na podloge. W ogole nie miala smaku.. smakowala jak cieply snieg, ochyda.. ugh. Nie rozumiem, po co produkowac cos co kompletnie nie ma smaku? Znalazlam chipsy w szafce, wiec je zabralam i pobieglam na gore do pokoju. Przez chwile patrzylam na nie jak na przyjaciela. Bylo mi ich szkoda, zjesc.. Moze maja rodzine? Albo uczucia..? Moze chcialyby jeszcze pozyc..? Chociarz, moze sa smutne w zamknieciu? Tak czy siak.. Wybaczcie, moje kochane..
-Jezu, jakie dobre!- pomyslalam. Bylam straznie gloda, bo dzis zjadlam tylko precla, bulke z kotletem schabowym, salatka, pomidorem, maslem.. I jeszcze samego kotleta, ach i czarna kawe z mlekiem.
A swoja droga mam nadzieje ze wybacza mi ze zabralam paczke chipsow, bez pytania. Najlepiej by bylo wlasciwie dla kazdego gdyby sie dowiedzieli. Wtedy moze kupia wiecej.. A znikniecie ich, zawsze mozna zwalic na mlodszego brata. Bo czego sie nei robi dla pieprzonej rodziny? No wlasnie.
Po dokonczeniu chipsow, postanowilam sie kimnac na wodnym lozku, ktore zastalam w swojej wlasnej spyialni.
Gdy sie obudzilam byla juz 19.42. Normalnie bym tam i tak nie zeszla, ale pierwszy dzien.. wypada byc 'kulturalnym'. I napilabym sie czegos, i cos przegryzla. Poniewaz bylo mi straznie cieplo, nie ubieralam swetra. Na dlu zeszlam w obcislej bluzce i dzinsach. Ubralam do tego tylko brazowe botki. Usiadlam na rynnie, i po prostu sobie zjechalam. Jejku.. jak ja dawno tego nie robilam! Ach.. kcoham te uczucie, wolnosci i ten wiatr we wlosach ktory trwa mniej niz 3 sekundy, i jest nieco szybszy niz zolw. Tak. Ale tak czy siak, i tak uwielbiam zjezdzac po rynnach. Pamietam jak bylam dzieckiem, wpadlam na pomysl by zjechac sankami po schodach.. Jeremmy zlamal nos, a ja reke. No coz, tak tez bywa. Ale!.. Grund ze byla swietna zabawa!
Na dole byl juz Jeremmy, Nina oraz Sam. Kulturalnie przeprosilam za spoznienie, i dosiadlam sie do nich.
Woda.. boze, czy nie ma tutaj czegos innego? Kiedy ten teatrzyk sie skonczy, zrobie sobei sama herbate, lub po prostu pojde do sklepu kupic cos co da sie pic. A nie cieply snieg..
Wszyscy dyskutowali na tematy, ktore mnie w ogole nie interesowaly wiec odlaczylam sie od rozmowy. Co jakis czas odpowiadalam, gdy Sam mnie czegos pytala, aczkolwiek jako tako nawet nie wiedzialam o co chodzi. Na kolacje podano lassange, z podwojnym serem i miesem. Rzecz jasna, byly rowniez inne rzeczy, ale kazdy wzial lassange. Nie jestem fanka wlosiej kuchni, ale nie zaszkodzi mi troche zjesc. Ten podwojny ser i miesa, sa jednak kuszace, to trzeba przyznac. Wiec skusilam sie na mala porcje.
Nawet mi smakowalo, ale chcialam zrobic Ninie na zlosc wiec nalozylam specjalnie cos innego, a mianowice kurczaka. Szczerze mowiac, bylam najedzona. Wiec jadlam go dosc dlugo.
Kiedy Juz (no nareszcie!) wszyscy skonczyli jesc swoje posilki, Nina postanowila pojsc juz do swojego pokoju, Sam i Jer chcieli zagrac w szachy. Swoja droga ta dwojka strasznie sie polubila. Oj, gdyby nie to ze sa jednak rodzina.. No coz, duzo szczescia moj ulubiony bracie! Ja poszlam do lazienki sie odswiezyc.
Mialam ochote zabalowac.. Nowe miasto, nowa Zabawa! Pewnie o niebo lepsza.. ! Kurde robie sobie tylko smak, na balange. Nie moge isc dzisiaj.. Ale nie. Jestem pelnoletnie, moge robic co tylko zechce. Wiec ide. Moze nie przez drzwi, bo nikt mnie nei moze zobaczyc.. ale przez okno, to juz inna sprawa!
Wykapalam sie, i zalozylam na siebie obcisle spodnie i luzny a zarazem elegancki, granatowy T-shirt lekko odkrywajacy brzuch. Do tego granatowe szpilki, a wlosy jak ja to mam w zwyczaju - rozpuscilam.
Wzielam troche odlozonej kasy, telefon i dowod osobisty.
Pokoj zamknelam na klucz, i chcialam juz wyjsc przez okno, ale przecierz mam jeszcze balkon! Wyszlam na taras i spojrzalam w dlu. Okolo 3 metry. Kurcze, w szpilkach nei dam rady! Najpierw wyrzucilam szpilki wraz z torebka, a pozniej sie poscilam. Jak ja kocham czuc adrenaline.. te zajebiste uczucie, ze wiesz ze zaraz mozesz wlasciwie umrzec. A jednak zyjesz, bo jestes kotem - zawsze spadasaz na cztery, no w tym przypadku na dwie lapy. Ubralam szpilki, i wyszlam na ulice. Zlapalam taksi, i po prostu powiedzialam aby jechac do najlepszego kluby jaki zna. Gdy dotarlismy na miejsce, zaplacilam i wyszlam z auta, kierujac sie do klubu. Byla cholerna kolejka! No to zajebiscie.. Czekac 5 godzin, by wejsc a pobawic sie tylko do rana czyli z jakies 3 godziny. Serio super. Ukradkiem oka spojrzalam na zegarek, dochodzila juz 23.00, pora zaczac manipulacje.
Przecisnelam sie przez kolejke do ochroniarza, podajac mu banknot o wartosi 100$, majac nadzieje ze zadziala. Bo praktycznie zawsze dziala.
-Jezeli nie skonczylas 21 lat skarbie, nie masz po co tu stac. A pieniazki sobie zatrzymaj zlotko, abys miala jeszcze czym wrocic do domu. -powiedzial ochroniarz. Jeszcze nikt mnei kurwa, tak nie wkurwil jak on. Przysiegam, ze mnie popamieta kurwa.
-Faktem jest kurwa to, ze mam 19. A dwa lata w te czy we wte nie robi wcale roznicy. Jestem ciekawa czy pan jako mlody dorosly, albo jeszcze nastolatek przestrzegal te wszystkie pieprzone zasady. Zaloze sie ze nie. Chocairz pan powie rzezc jasna inaczej, ja wiem swoje. I pomimo ze nie wejde do srodka, i tak zrobie dzisiaj cos zajebistego, prosze pana.. -konczac moje slowa, juz odchodzilam kiedy zlapal mnie za reke.
-Masz farta. Idz i baw sie dobrze. Tylko zebys nie przegiela! A pieniadze naprawde zatrzymaj. No lec..! -wskazal reka na drzwi klubu. Ja tylko sie usmiechnelam, i weszlam do srodka.
Wszyscy tanczyli, smiali sie, pili.. balanga.. normalnie raj! Od razu pobieglam do baru, i poprosilam o butelke Whisky.
-Em.. prosilam o butelke i zwartosc. Dzis nie pije z kieliszkow, skarbie! -Krzyknelam w kierunku barmana, odbierajac butelke Whisky, a druga reka wreczajac mu pieniedze.
Poszłam na parkiet z butelka w ręce, i tańczyłam jakbym była na maxa nawalona. A przecierz jeszcze nie byłam!
Jedna, druga.. Po wypiciu 4 Butelki, dałam sobie spokój z alkoholem. Ledwo stałam na nogach. Paru kolesiów proponowało mi taniec, aczkolwiek odmawiałam. Nie miałam ochoty na romansowanie. Zabawa, Zabawa, Zabawa - motto życiowe. Rzecz jasna, moje motto.
Poszłam dalej tańczyć, kiedy nagle ujrzałam twarz. Te twarz. Twarz.. Te twarz, tej osoby.. która sprzed 4 lat powinna być martwa. Bo przecierz ta osoba, kurwa, nie żyje...
-Ja pierdole..
__________________________________________
Czesc kochani! Wiem, wiem.. dlugo nie dodawalam, ale nie moja wina.. najpierw szlaban, pozniej brak czasu, i sie przeciagalo. Rozdzial powinnien sie pojawic 3 tygodnie temu, jestem taka punktualna.. ech. Ale w nagrode dopisalam cos co powinno sie pojawic w dalszej czesci.. Bo musicie mi przyznac racje, ze rozdzial jest dlugi. A moze to przez zdjecia.. ech sama nie wiem. Do tego poprawianie na polskie znaki.. Wierzcie mi lub nie, ale luzno 2 godziny zycia stracone.. :( A tylko polowa w polskich znakach.. ech;/ WYBACZCIE, ALE BYLO ZA DLUGO. Ale przynajmniej sie ciesze ze nawet mi wyszedl :DPo pierwsze.. co sadzicie? Mnie sie jako tako podoba, chociarz mial byc troszke inny. Ale ujdzie.. juz mniej więcej wiem co będzie w tym opowiadaniu, i o co bedzie chodzilo.. tylko jeszcze najgorsza sprawa, nie wiem z ktorego punktu widzenia czesciej pisac!:>
Chcialabym podziekowac tym osoba ktore wchodzily, na tego bloga pomimo ze sie dlugo nie odzywalam. Naprawde dziekuje, jestescie swietni! Jeszcze chcialam przeprosic za wszystkie bledy, oraz to ze piszac zdanie z duzej litery, pozniej przewaznie rzeczowniki pisze także z duzej.. ale po prostu Niemiecka ortografia mieszka mi sie z Polska, i po prostu nei umiem sie odzwyczaic c:
Gdybyscie mieli jakies pytania smialo piszcie w komenarzach. A propo komentarzy.. jezeli to przeczytales prosze skomentuj, dla ciebei to chwila a moja mordka sie cieszy.
Ach i dla tych ktorzy nie wiedza, kursywa = wspomnienia.
CZYTASZ=KOMENTUJESZ :)!
-Bleh.. ochyda!-prawie ze krzyknelam, wypluwajac wode na podloge. W ogole nie miala smaku.. smakowala jak cieply snieg, ochyda.. ugh. Nie rozumiem, po co produkowac cos co kompletnie nie ma smaku? Znalazlam chipsy w szafce, wiec je zabralam i pobieglam na gore do pokoju. Przez chwile patrzylam na nie jak na przyjaciela. Bylo mi ich szkoda, zjesc.. Moze maja rodzine? Albo uczucia..? Moze chcialyby jeszcze pozyc..? Chociarz, moze sa smutne w zamknieciu? Tak czy siak.. Wybaczcie, moje kochane..
-Jezu, jakie dobre!- pomyslalam. Bylam straznie gloda, bo dzis zjadlam tylko precla, bulke z kotletem schabowym, salatka, pomidorem, maslem.. I jeszcze samego kotleta, ach i czarna kawe z mlekiem.
A swoja droga mam nadzieje ze wybacza mi ze zabralam paczke chipsow, bez pytania. Najlepiej by bylo wlasciwie dla kazdego gdyby sie dowiedzieli. Wtedy moze kupia wiecej.. A znikniecie ich, zawsze mozna zwalic na mlodszego brata. Bo czego sie nei robi dla pieprzonej rodziny? No wlasnie.
Po dokonczeniu chipsow, postanowilam sie kimnac na wodnym lozku, ktore zastalam w swojej wlasnej spyialni.
Gdy sie obudzilam byla juz 19.42. Normalnie bym tam i tak nie zeszla, ale pierwszy dzien.. wypada byc 'kulturalnym'. I napilabym sie czegos, i cos przegryzla. Poniewaz bylo mi straznie cieplo, nie ubieralam swetra. Na dlu zeszlam w obcislej bluzce i dzinsach. Ubralam do tego tylko brazowe botki. Usiadlam na rynnie, i po prostu sobie zjechalam. Jejku.. jak ja dawno tego nie robilam! Ach.. kcoham te uczucie, wolnosci i ten wiatr we wlosach ktory trwa mniej niz 3 sekundy, i jest nieco szybszy niz zolw. Tak. Ale tak czy siak, i tak uwielbiam zjezdzac po rynnach. Pamietam jak bylam dzieckiem, wpadlam na pomysl by zjechac sankami po schodach.. Jeremmy zlamal nos, a ja reke. No coz, tak tez bywa. Ale!.. Grund ze byla swietna zabawa!
Na dole byl juz Jeremmy, Nina oraz Sam. Kulturalnie przeprosilam za spoznienie, i dosiadlam sie do nich.
Woda.. boze, czy nie ma tutaj czegos innego? Kiedy ten teatrzyk sie skonczy, zrobie sobei sama herbate, lub po prostu pojde do sklepu kupic cos co da sie pic. A nie cieply snieg..
Wszyscy dyskutowali na tematy, ktore mnie w ogole nie interesowaly wiec odlaczylam sie od rozmowy. Co jakis czas odpowiadalam, gdy Sam mnie czegos pytala, aczkolwiek jako tako nawet nie wiedzialam o co chodzi. Na kolacje podano lassange, z podwojnym serem i miesem. Rzecz jasna, byly rowniez inne rzeczy, ale kazdy wzial lassange. Nie jestem fanka wlosiej kuchni, ale nie zaszkodzi mi troche zjesc. Ten podwojny ser i miesa, sa jednak kuszace, to trzeba przyznac. Wiec skusilam sie na mala porcje.
Nawet mi smakowalo, ale chcialam zrobic Ninie na zlosc wiec nalozylam specjalnie cos innego, a mianowice kurczaka. Szczerze mowiac, bylam najedzona. Wiec jadlam go dosc dlugo.
Kiedy Juz (no nareszcie!) wszyscy skonczyli jesc swoje posilki, Nina postanowila pojsc juz do swojego pokoju, Sam i Jer chcieli zagrac w szachy. Swoja droga ta dwojka strasznie sie polubila. Oj, gdyby nie to ze sa jednak rodzina.. No coz, duzo szczescia moj ulubiony bracie! Ja poszlam do lazienki sie odswiezyc.
Mialam ochote zabalowac.. Nowe miasto, nowa Zabawa! Pewnie o niebo lepsza.. ! Kurde robie sobie tylko smak, na balange. Nie moge isc dzisiaj.. Ale nie. Jestem pelnoletnie, moge robic co tylko zechce. Wiec ide. Moze nie przez drzwi, bo nikt mnie nei moze zobaczyc.. ale przez okno, to juz inna sprawa!
Wykapalam sie, i zalozylam na siebie obcisle spodnie i luzny a zarazem elegancki, granatowy T-shirt lekko odkrywajacy brzuch. Do tego granatowe szpilki, a wlosy jak ja to mam w zwyczaju - rozpuscilam.
Wzielam troche odlozonej kasy, telefon i dowod osobisty.
Pokoj zamknelam na klucz, i chcialam juz wyjsc przez okno, ale przecierz mam jeszcze balkon! Wyszlam na taras i spojrzalam w dlu. Okolo 3 metry. Kurcze, w szpilkach nei dam rady! Najpierw wyrzucilam szpilki wraz z torebka, a pozniej sie poscilam. Jak ja kocham czuc adrenaline.. te zajebiste uczucie, ze wiesz ze zaraz mozesz wlasciwie umrzec. A jednak zyjesz, bo jestes kotem - zawsze spadasaz na cztery, no w tym przypadku na dwie lapy. Ubralam szpilki, i wyszlam na ulice. Zlapalam taksi, i po prostu powiedzialam aby jechac do najlepszego kluby jaki zna. Gdy dotarlismy na miejsce, zaplacilam i wyszlam z auta, kierujac sie do klubu. Byla cholerna kolejka! No to zajebiscie.. Czekac 5 godzin, by wejsc a pobawic sie tylko do rana czyli z jakies 3 godziny. Serio super. Ukradkiem oka spojrzalam na zegarek, dochodzila juz 23.00, pora zaczac manipulacje.
Przecisnelam sie przez kolejke do ochroniarza, podajac mu banknot o wartosi 100$, majac nadzieje ze zadziala. Bo praktycznie zawsze dziala.
-Jezeli nie skonczylas 21 lat skarbie, nie masz po co tu stac. A pieniazki sobie zatrzymaj zlotko, abys miala jeszcze czym wrocic do domu. -powiedzial ochroniarz. Jeszcze nikt mnei kurwa, tak nie wkurwil jak on. Przysiegam, ze mnie popamieta kurwa.
-Faktem jest kurwa to, ze mam 19. A dwa lata w te czy we wte nie robi wcale roznicy. Jestem ciekawa czy pan jako mlody dorosly, albo jeszcze nastolatek przestrzegal te wszystkie pieprzone zasady. Zaloze sie ze nie. Chocairz pan powie rzezc jasna inaczej, ja wiem swoje. I pomimo ze nie wejde do srodka, i tak zrobie dzisiaj cos zajebistego, prosze pana.. -konczac moje slowa, juz odchodzilam kiedy zlapal mnie za reke.
-Masz farta. Idz i baw sie dobrze. Tylko zebys nie przegiela! A pieniadze naprawde zatrzymaj. No lec..! -wskazal reka na drzwi klubu. Ja tylko sie usmiechnelam, i weszlam do srodka.
Wszyscy tanczyli, smiali sie, pili.. balanga.. normalnie raj! Od razu pobieglam do baru, i poprosilam o butelke Whisky.
-Em.. prosilam o butelke i zwartosc. Dzis nie pije z kieliszkow, skarbie! -Krzyknelam w kierunku barmana, odbierajac butelke Whisky, a druga reka wreczajac mu pieniedze.
Poszłam na parkiet z butelka w ręce, i tańczyłam jakbym była na maxa nawalona. A przecierz jeszcze nie byłam!
Jedna, druga.. Po wypiciu 4 Butelki, dałam sobie spokój z alkoholem. Ledwo stałam na nogach. Paru kolesiów proponowało mi taniec, aczkolwiek odmawiałam. Nie miałam ochoty na romansowanie. Zabawa, Zabawa, Zabawa - motto życiowe. Rzecz jasna, moje motto.
Poszłam dalej tańczyć, kiedy nagle ujrzałam twarz. Te twarz. Twarz.. Te twarz, tej osoby.. która sprzed 4 lat powinna być martwa. Bo przecierz ta osoba, kurwa, nie żyje...
-Ja pierdole..
__________________________________________
Czesc kochani! Wiem, wiem.. dlugo nie dodawalam, ale nie moja wina.. najpierw szlaban, pozniej brak czasu, i sie przeciagalo. Rozdzial powinnien sie pojawic 3 tygodnie temu, jestem taka punktualna.. ech. Ale w nagrode dopisalam cos co powinno sie pojawic w dalszej czesci.. Bo musicie mi przyznac racje, ze rozdzial jest dlugi. A moze to przez zdjecia.. ech sama nie wiem. Do tego poprawianie na polskie znaki.. Wierzcie mi lub nie, ale luzno 2 godziny zycia stracone.. :( A tylko polowa w polskich znakach.. ech;/ WYBACZCIE, ALE BYLO ZA DLUGO. Ale przynajmniej sie ciesze ze nawet mi wyszedl :DPo pierwsze.. co sadzicie? Mnie sie jako tako podoba, chociarz mial byc troszke inny. Ale ujdzie.. juz mniej więcej wiem co będzie w tym opowiadaniu, i o co bedzie chodzilo.. tylko jeszcze najgorsza sprawa, nie wiem z ktorego punktu widzenia czesciej pisac!:>
Chcialabym podziekowac tym osoba ktore wchodzily, na tego bloga pomimo ze sie dlugo nie odzywalam. Naprawde dziekuje, jestescie swietni! Jeszcze chcialam przeprosic za wszystkie bledy, oraz to ze piszac zdanie z duzej litery, pozniej przewaznie rzeczowniki pisze także z duzej.. ale po prostu Niemiecka ortografia mieszka mi sie z Polska, i po prostu nei umiem sie odzwyczaic c:
Gdybyscie mieli jakies pytania smialo piszcie w komenarzach. A propo komentarzy.. jezeli to przeczytales prosze skomentuj, dla ciebei to chwila a moja mordka sie cieszy.
Ach i dla tych ktorzy nie wiedza, kursywa = wspomnienia.
CZYTASZ=KOMENTUJESZ :)!
Wspomnienia są świetne *_* Pisz szybko kolejny rozdział, bo jestem strasznie ciekawa co będzie dalej. Ta ich ciotka to jakaś strasznie młoda jest. ;P Więcej takich długich rozdziałów. ;>
OdpowiedzUsuńŻyczę weny! ;*
Kiedy bedzie kolejny rozdzial? Nie moge sie juz doczekac! *-*
OdpowiedzUsuńBedzie kolejny rozdzial?
OdpowiedzUsuń